Natalia Czerwonka: Zapisałam się w historii
Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.
Trzy lata temu wicemistrzyni olimpijska z Soczi podczas treningu rowerowego (w okolicach Rzeczycy) zderzyła się z ciągnikiem. Uraz kręgosłupa mógł zakończyć jej karierę. Nie poddała się, wróciła! Dzisiaj jest najlepszą łyżwiarką w Polsce. Zdobyła w Tomaszowie trzy złote medale. Pod okiem Arkadiusza Skonecznego (tomaszowianina) przygotowuje się do igrzysk.
- Zdobyła pani pierwszy, historyczny złoty medal w Arenie Lodowej w Tomaszowie Maz. W sumie aż trzy krążki z najcenniejszego kruszcu (na 500, 1000 i 1500 m). W sprincie ustanowiła pani pierwszy rekord nowego obiektu (39,52 s). Jak się jeździło po nowym torze?
- W pewnym sensie zapisałam się w historii tego obiektu. To na pewno powód do zadowolenia. Nawierzchnia toru w Inzell (kadra trenowała przed mistrzostwami w hali w Bawarii - przyp. red.) była znacznie lepsza. Można było się tam lepiej ślizgać. Na pierwszych treningach w Tomaszowie nie było z lodem najlepiej, ale później gospodarze obiektu wykonali dobrą pracę i podczas mistrzostw jeździło się naprawdę przyzwoicie. Z czasem ten tor będzie jeszcze szybszy. Najważniejsze, że w końcu podczas krajowego championatu mogliśmy się ścigać pod dachem. Wiatr już nie przeszkadzał. Nie musieliśmy moknąć, było ciepło. Aż trudno w to uwierzyć.
- Długo czekaliście na halę lodową w Polsce. Była wam (łyżwiarzom) wielokrotnie obiecywana.
- W końcu jest! Jeśli chodzi o poziom sportowy, to mamy w Europie (i na świecie) ugruntowaną pozycję już od dobrych kilku lat. Teraz również pod względem infrastruktury nie mamy się czego wstydzić. Aż przyjemnie tutaj i trenować.
- Przez lata przyjeżdżała pani do Tomaszowa na odkryty tor. Wtedy przy wyższych temperaturach były problemy z utrzymaniem lodu. A innym razem
dokuczał siarczysty mróz i wiatr.
- Dwa lata temu na mistrzostwach Polski w Tomaszowie było 16 stopni ciepła. Lód się roztopił i były dziury. Trudno było przeprowadzić zawody. To już nie wróci, pozostanie tylko we wspomnieniach.
- Początek sezonu jest dla pani obiecujący. Pierwsze starty kontrolne w Inzell i w mistrzostwach w Tomaszowie pokazały, że jest pani w bardzo dobrej dyspozycji.
- Jestem zadowolona, że ciężka praca zaczęła przynosić efekty. Od maja trenowałam poza kadrą pod okiem mojego trenera klubowego Arkadiusza Skonecznego. Dzięki wsparciu sponsorów mogłam spokojnie przygotować się do sezonu olimpijskiego.
- Latem 2014 r. podczas treningu rowerowego (niedaleko stąd, w okolicach Rzeczycy) zderzyła się pani z ciągnikiem. Uraz kręgosłupa mógł przekreślić karierę, ale już po roku pani wróciła. Można powiedzieć, że dostała pani drugie sportowe życie.
- Byłam wtedy na zgrupowaniu w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale. Szczęście w nieszczęściu, że po wypadku trafiałam szybko do szpitala
specjalistycznego w Łodzi. Tam pan profesor podjął bardzo dobrą decyzję, że nie trzeba mnie operować. Pomogło to, że jestem sportowcem, silną kobietą z dużą masą mięśniową. Szybko chciałam wrócić do treningów. Udało się już po roku. Chociaż nie było łatwo. Każdy kolejny sezon był inny. Najważniejsze, że mogę dalej robić to, co kocham.
- Najważniejsze, że forma przyszła w sezonie olimpijskim, czyli w najważniejszym momencie. Nieco ponad trzy miesiące pozostało do igrzysk. Jak będą wyglądały pani przygotowania?
- Teraz czekają mnie starty w Pucharach Świata, kolejno w Holandii, Norwegii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Na początku grudnia wrócę do Tomaszowa, na cztery dni na mistrzostwa Polski w sprincie. A później zobaczymy, jak będzie wyglądała ostatnia prosta przed wylotem do Korei.
- Na pewno celem na igrzyskach będzie obrona medalu w drużynie, ale pewnie liczy pani też na dobre miejsca w startach indywidualnych.
- W tym roku postawiliśmy z trenerem na 1000 i 1500 m. To moje koronne konkurencje, czuję się w nich najlepiej. Jestem też do dyspozycji trenera kadry, jeśli chodzi o bieg drużynowy i obronę medalu z Soczi.
- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Rozmawiał: Adrian Grałek